wtorek, 17 stycznia 2012

Wapno gaszone - czyli jak sfinansować emeryturę





Reportaż o firmie Kreidezeit Naturfarben GmbH, który ukazał się w czasopiśmie "brandeins"

„Kapitał: majątek, suma pieniędzy (przynosząca zysk): od włoskiego słowa capitale: wartość, suma początkowa, majątek pieniężny, bogactwo, wywodzi się od łacińskiego słowa capitalis: głowa, dotyczący życia, główny; również ważki, istotny.“ (Słownik etnologiczny jęz. Niemieckiego: Wydawnictwo Akademickie Berlin)


Z pewnością można wytłumaczyć owy termin encyklopedyczny rozwojem ludzkiej świadomości, a lepiej mówiąc: zwycięstwem abstrakcji nad rzeczywistością w naszych głowach. Jest rzeczą logiczną, iż wyraz oznaczający kiedyś „ważny, dotyczący życia“ dziś oznacza „majątek“ lub „sumę pieniędzy“.
W końcu wiele ludzi dziś asocjuje „pieniądze“ z „ważnym“. Nawet gdy pieniądze są tylko ideą, w najlepszym przypadku zadrukowanym papierem.
Ale załóżmy, że wrócimy do rzeczywistości, do świata w którym oddychamy, stawiamy krok za krokiem, oglądamy się. Załóżmy, że wrócimy do pierwotnego znaczenia tego wyrazu. Co w tym przypadku oznaczałby kapitał?

Sehlem leży z dala od wpływów kapitału, informacji i komunikacji.
Wieś oddalona dobre 20 kilometrów od Hildesheim, z główną ulicą okoloną drzewami, łąkami, nad którymi unoszą się ptaki oraz ze skupiskiem zabudowań przy końcu miejscowości, niegdyś tartakiem, dziś siedzibą firmy Kreidezeit. Tutaj są produkowane i dystrybuowane produkty z naturalnych surowców, farby ścienne, oleje, woski, piękny marokańskie tynk wapienny – Tadelakt, oraz Gekkkosol – tynk strukturalny trzymający się każdego podłoża – rewolucja  w dziedzinie farb naturalnych.

Przedsiębiorstwo zostało założone w 1986 roku przez Gerda Ziesemanna, który do dnia dzisiejszego kieruje firmą.

Na pytanie, o czym myśli, słysząc słowo „kapitał“ odpowiada „pieniądze“. A ile miał pieniędzy, aby założyć firmę?  „Mówiąc szczerze: w ogóle. Żyłem z zasiłku socjalnego.
W tamtym czasie urząd dysponował pewną pulą pieniędzy, z której mógłbym dostać dofinansowanie, ale w zamian za to urząd chciał nie wiem jakich ekspertyz, co po części rozumiem, jednakże było to dla mnie za bardzo kłopotliwe.
Poza tym na początku wcale nie chciałem sprzedawać farb, tylko rozpowszechniać ich receptury wśród ludzi. Z twarogu, boraksu i kredy można wyprodukować dobrą farbę ścienną, przy której to produkcji nie wytwarzałby się kwas rozcieńczony – wtedy w latach osiemdziesiątych wielki problem budzący dyskusje ekologów.
Ale ludzie nie chcieli receptur, chcieli farbę. I tak zacząłem produkować farby najpierw sam, potem z jednym pracownikiem, z następnym i tak dalej.

Siedzimy w sali wykładowej, pomieszczeniu mającym 170 metrów kwadratowych, w którym organizowane są szkolenia, głównie dla fachowców.
W rogu pracuje trzech pracowników nad obiektem targowym dla klienta, obok dwóch innych coś majstruje. Wielki stół, wokół którego siedzimy, to zarazem biurko Ziesemanna, stół konferencyjny oraz wspólny stół z kawą.
W rozmowie z Ziesemannem, który po ukończeniu kształcenia w kierunku preparatów biologiczno-paleontologicznych rozpoczął w latach osiemdziesiątych dodatkowo naukę jako biolog budownictwa, odnosi wrażenie, że wie wszystko na ten temat. Na pytanie, jak wpada na pomysł swoich receptur mówi : „Mam parę kubików starej literatury fachowej, obejmującej XVII po XX wiek. W jednej z książek z 1896 roku, którą kupiłem z zasobów KGB, jest 17 tysięcy receptur – cała ówczesna wiedza.
Wiele z nich to oczywiście bzdury, używa się tam ołowiu i jeszcze innych rzeczy. Ale gdy się to przeczyta, lepiej rozumie się powiązania. A to próbujemy przekazać  podczas warsztatów : powiązania. Jeśli je zrozumiałeś, możesz kreatywnie pracować “.

Tutaj jesteśmy zgodni: Wiedza jest kapitałem. Ale to jest szkolenie ze socjalizowania kapitału – a czy to nie jest niebezpieczne ? Na przykład z powodu konkurencji ?
„ A skąd, wręcz przeciwnie. Głupotą byłoby coś zgłębiać. Po pierwsze to jest nic nowego, a poza tym każdą recepturę można trochę zmodyfikować i wtedy już nie jest ona chroniona.
Bardziej istotne jest, aby mieć pojęcie o tym co robimy i aby być rzetelnym doradcą.
Dlatego też mamy dobrą renomę, która zalicza się do naszego kapitału i której potrzebujemy, ponieważ nie szukamy klientów, nie robimy żadnego marketingu. Ludzie sami do nas przychodzą i to z całego świata.

W porządku, renoma jest kapitałem. Widocznie również jedyną rzeczą, która może pomóc w dobie globalizacji. Produkty Kreidezeit są wykorzystywane w Niemczech między innymi przy odnowie zabytków. Dom, w którym urodził się Goethe, jak również ulica portowa w Hamburgu zostały odrestaurowane przy użyciu owych produktów. W międzyczasie stosuje się farby Kreidezeit do odnowy pałaców w Japonii. Nic więc dziwnego, że obroty wzrastają z roku na rok o dwadzieścia procent.

Oglądam zakład, będąc oprowadzanym przez Michaela Meissnera, długoletniego pracownika. Pokazuje mi maszynę do produkcji lodów z 1896 roku, w której na początku mieszano farby, wtedy jeszcze w ówczesnej stajni. Oglądamy magazyn, wysyłkę, produkcję. „Fluktuacja pracowników jest z pewnością niska?“ – pytam.
Meissner śmieje się. „Widziałem już tutaj wielu ludzi, którzy przyszli i odeszli. W międzyczasie nauczyłem się oceniać na pierwszy rzut oka, kto tutaj pasuje a kto nie. Wielu ludzi nie umie poradzić sobie z tym, jak się tutaj pracuje. Cały czas się zdarza, że przychodzi nam pracować w różnych działach, w zależności od zamówienia, a jeżeli dodatkowo coż ma byń szybko załatwione, sam się musisz zastanowić jak to zrobić. Wielu tego nie potrafi, potrzebuje jasnej struktury i hierarchii, chcą, aby im dokładnie powiedziano, co mają robić i chcą być chwalonymi, jeśli coś zrobili dobrze.“

Dlatego też dłużej w Kreidezeit zostaje tylko określony rodzaj ludzi: samodzielni, pewni siebie, dobrze zorganizowani. Nic więc dziwnego, że wszyscy się dobrze czują, są rozluźnieni, potrafią z sobą współpracować. Taka jednorodna grupa jest w końcu pierwszorzędną podstawą szczególnej formy tworzenia wartości, którą można nazwać „dotyczącą życia“ lub „ważną“ formą tworzenia wspólnoty.
Ta, jeżeli jest dobra, jest jak powietrze – rzeczą oczywistą. Ale tak jak to jest z rzeczami oczywistymi: nikt o nich szczególne nie mówi.

Na przykład już po kawie, cieście i dalszej rozmowie. Ziesemann poprosił jedną z pracownic, aby mnie odwiozła na dworzec do Hildesheim. Ta, uprzejmie ale stanowczo odpowiedziała: „Nie, raczej nie, mam dużo pracy“. Tak więc pojechałem z dyrektorem produkcji Jürgenem Kracke, wcześniejszym właścicielem tartaku, w którym obecnie mieści się Kreidezeit. Po jego bankructwie, Ziesemann odkupił od niego warsztat, zostawiając mu dom mieszczący się obok firmy, w którym mieszka do dzisiaj, zatrudnił jego i jego żonę.
Kracke opowie mi, jak nie był w stanie dłużej konkurować z tańszymi pracownikami ze wschodu i jak doradca bankowy zaproponował mu, aby obciąć pensje zatrudnionym. „Wtedy powiedziałem: Nie, tego nie zrobię. To byli ludzie, z którymi pracowałem od czterdziestu lat, tak nie można postąpić. Albo wyjdziemy z tego wszyscy, albo pójdziemy na dno.“ Poszli razem na dno. I wygląda na to, że Kracke do dziś nie żałuje swojej decyzji – ale słowo wspólnota nie padło.

Albo Ziesemann. On również nie wspomniał o niej, mówiąc o GekkkoSol, jednym z najnowszych osiągnięć, które nawet markety budowlane chciały sprzedawać – czyli sklepy, do których wszyscy z tej branży chcą wejść ze swoimi produktami.
Lecz on tą ofertę odrzcił, po części, ponieważ musiałby znacząco rozszerzyć produkcję, a to mu się nie podobało. „Nie byłby to naturalny rozwój. Poza tym firma rozwinęła się dzięki sprzedawcom detalicznym i rzemiosłu. Nie można im zadać ciosu w plecy obsługując wielkie markety, w których sprzedawcy wielokrotnie nie mają zielonego pojęcia o materii, którą sprzedają.“

Raz jednak wypowiedział słowo „wspólnota“, gdy rozmawialiśmy o pięknym tynku wapiennym Tadelakt. „Do zespołu zajmującego się tym tynkiem przyjmowaliśmy wszystkich handlowców, do których mieliśmy zaufanie. Wszystkie zapytania, jakie otrzymujemy są przekazywane do nich. Powiedzieliśmy jednak jasno, że Tadelakt nie jest produktem tanim, nie zaczynajcie się przebijać, nie popsujcie cen.
Po pewnym czasie wykształciła się wśrud nich pewnego rodzaju solidarność, która ich połączyła i dzięki której pomagają sobie nawzajem.“

Po obchodzie, kawie i cieście, powiedziałem w końcu: „Wspólnota.“ Ziesemann uśmiechnął się i kiwnął głową.

„Czego chcemy? Chcemy wykonywać rozsądną pracę i produkować uczciwe produkty. Oczywiście musimy za to żyć, ale pieniądze nie są najważniejsze.“

Na koniec Ziesemann ma również plan emerytalny: wapno gaszone zamiast dodatkowej emerytury. Otóż posiada on łąkę jeszcze z czasów, gdy chciał założyć towarzystwo bio-producentów i bio-użytkowników.
„Jest tego około pięć tysięcy metrów kwadratowych. Wykopałem ziemię na głębokość trzech metrów, wsypałem dwa metry wapna gaszonego oraz metr wody jako ochronę przed mrozem. Wapno z każdym rokiem staje się coraz bardziej miałkie, lepsze i zarazem cenniejsze, ponieważ z lepszym wapnem można lepiej pracować i tym samym unikać szkód budowlanych. Wartość tego wapna wzrasta z roku na rok o około 12 centów za litr. Z tego mogę wszystkim sfinansować emeryturę, bo licząc pobieżnie, te jedenaście milionów litrów osiągnie po 25 latach wartość dwudziestusześciu milionów euro.“

Tak się tworzy kapitał.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz